Utrata przytomności byłą prawdopodobną przyczyną śmierci 24-letniego górnika, który zginął w sobotę w należącej do KGHM Polska Miedź kopalni Rudna w Polkowicach. Po omdleniu mężczyzna upadł i zachłysnął się mokrym szlamem z wyrobiska - ustalili biegli sądowi po sekcji zwłok.
- Górnik w sobotę nie wyjechał po pracy z korytarzy kopalnianych na górę. Ratownicy odnaleźli jego ciało w niedzielę po godzinie 17.
- Najprawdopodobniej zasłabł i upadł na mokre podłoże. Potem zachłysnął się mokrym szlamem z tego podłoża.
Rzecznik legnickiej prokuratury okręgowej prok. Lidia Tkaczyszyn w środę poinformowała, że medycy sądowi nie stwierdzili żadnych obrażeń ciała.
- Mateusz W. najprawdopodobniej zasłabł i upadł na mokre podłoże. Potem zachłysnął się mokrym szlamem z tego podłoża - dodała prokurator.
Podkreśliła, że śledztwo prowadzone jest w kierunku śmiertelnego wypadku przy pracy, dlatego będą wyjaśniane wszelkie okoliczności związane m.in. z zachowaniem zasad BHP.
- Ustalimy, czy młody człowiek z niewielkim stażem pracy, dopiero niedawno zatrudniony na stanowisku mechanika-ślusarza pod ziemią, był odpowiednio wprowadzony na to miejsce pracy. Czy odbywał przeszkolenia - powiedziała Tkaczyszyn.
Górnik w sobotę nie wyjechał po pracy z korytarzy kopalnianych na górę. Ratownicy odnaleźli jego ciało w niedzielę po godzinie 17. Ciało znajdowało się w wyrobisku wyłączonym z ruchu, za betonową tamą wentylacyjną.
Akcja poszukiwawcza trwała dobę, ponieważ ratownicy nie mogli namierzyć sygnału z aparatu ucieczkowego, w który wyposażony jest każdy górnik pracujący pod ziemią. W dniu, w którym zaginął górnik, w kopalni Rudna nie doszło do wstrząsu górotworu. 24-letni górnik był żonaty, osierocił dziecko, pracował w KGHM dopiero od miesiąca.
W związku ze śmiercią górnika prezes KGHM Polska Miedź Radosław Domagalski-Łabędzki ogłosił trzydniową żałobę.