Szkolenia nowych pracowników kopalń bywają powierzchowne i za krótkie, a nadzór instruktorów nad młodymi górnikami kończy się zbyt szybko. Zdarzają się też polecenia, mogące skutkować wypadkami - wynika z raportu Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach.
Tylko w ubiegłym roku spółki węglowe przyjęły do pracy ponad 13 tys. osób. Duża część z nich nie miała wcześniej do czynienia z górnictwem.
Specjalna ankieta miała m.in. zweryfikować często pojawiające się po poważnych wypadkach w kopalniach sugestie, że młodzi górnicy kierowani są do trudnych prac bez należytego przeszkolenia i odpowiedniego nadzoru. Wyniki badań tylko w części potwierdzają, że takie przypadki mogą się zdarzać.
Przeszło trzecia część ankietowanych górników wskazała, że nadzór instruktora nad pracami, jakie wykonywali w ramach przyuczania do zawodu, trwał zaledwie 10 dni. Nieco mniejsza grupa górników podała, że trwało to - jak należy - trzy miesiące, dla większości pozostałych trwało to miesiąc, mimo iż w minionym roku ujednolicono zasady w tym zakresie, ustalając czas nadzoru na trzy miesiące.
"Wskazuje to na znaczące zróżnicowanie zarówno okresu adaptacji zawodowej jak i czasu trwania nadzoru instruktora nad pracownikami w poszczególnych przedsiębiorstwach. Różnice widoczne są nie tylko między spółkami węglowymi, ale także między kopalniami w ramach jednej spółki" - ocenił dyrektor departamentu warunków pracy WUG, Cezary Kula.
Zaledwie 3,8 proc. ankietowanych wskazało, że pracowało pod okiem instruktora zaledwie trzy dni. Dziewięć osób podało, że w ogóle nie przypomina sobie nadzoru instruktora. Przedstawiciele WUG uważają, że szkolenia i nadzór instruktorski w spółkach górniczych bywa traktowany zbyt swobodnie. Szefowie kopalń mają teraz szczegółowo przyjrzeć się temu procesowi i usprawnić go.
Niemal wszyscy ankietowani przyznali, że podczas szkoleń mówiono im o specyfice podziemnej pracy i najpoważniejszych zagrożeniach. Jednak przeciętnie dziesiąta część badanych (w niektórych kopalniach nawet jedna trzecia, najczęściej jedna piąta) przyznała, że nie zna zasad postępowania w sytuacjach awaryjnych i nie umiałaby udzielić pomocy poszkodowanym kolegom.
W tym zakresie ankieta najgorzej wypadła w Jastrzębskiej Spółce Węglowej (głównie w kopalni "Zofiówka"). Również w tej spółce, a także w Katowickim Holdingu Węglowym najwięcej było sygnałów o tym, że górnicy otrzymują od przełożonych polecenia wykonania prac, niezgodnych z ich umiejętnościami i kwalifikacjami.
"Nieco ponad jedna dziesiąta ankietowanych wskazała, że ma to miejsce co najmniej raz w tygodniu. Natomiast czwarta część badanych podała, że dzieje się tak maksymalnie raz w miesiącu. Z tym wiąże się także wydawanie przez dozór poleceń, których wykonanie może powodować zagrożenie wypadkowe" - powiedział dyrektor.
Najczęściej do takich sytuacji dochodzi w spółkach węglowych, zdecydowanie rzadziej w kopalniach rud miedzi. Blisko 60 proc. takich bezprawnych poleceń wydają sztygarzy zmianowi, którzy odpowiadają przed kierownictwem za wykonanie określonych zadań. WUG podejrzewa, że chcąc wykonać je w terminie, ludzie ci mogą namawiać podwładnych do naruszania przepisów.
Badania wykazały jednak, że ponad 60 proc. górników (od 43 do 65 proc. w poszczególnych spółkach) nigdy nie dostała polecenia, którego wykonanie wiązałoby się z naruszeniem zasad bezpiecznej pracy. W górnictwie miedziowym w ten sposób odpowiedziało ponad 80 proc. ankietowanych.
56,6 proc. badanych określiło swój stopień przygotowania do pracy po szkoleniach jako średni, 35,8 proc. jako wysoki, a 6,6 proc. jako niski. Zaledwie w jednym procencie górnicy podali, że w ogólne nie czują się przygotowani do pracy. Najwięcej zerowych i niskich ocen otrzymały szkolenia w JSW, najwięcej wysokich - w KGHM Polska Miedź i w Kompanii Węglowej.