Ciężko ranny górnik wygrał proces z zewnętrzną firmą, która - choć nie miał kwalifikacji - skierowała go robót strzałowych pod ziemią. - To świetna wiadomość dla innych górników, którzy mieli wypadki i zostali na lodzie - podkreślają związkowcy.
Adam Ł. oficjalnie był zatrudniony jako pracownik niewykwalifikowany na etacie ładowacza. Nieoficjalnie pracował jednak jako pomocnik strzałowego. Nie miał przeszkolenia, a pomagał zakładać pod ziemią ładunki wybuchowe. - Mój klient nie miał za bardzo wyboru, bo stawki były niskie, a za robotę ze strzałowym dostawał sto procent premii - powiedział "GW" Leszek Krupanek, katowicki prawnik reprezentujący górnika.
18 kwietnia 2005 roku podczas przygotowywania ściany do strzelania ze stropu oderwała się skała i przygniotła Adama Ł. Nieprzytomny górnik trafił do Wojewódzkiego Szpitala Chirurgii Urazowej w Piekarach. Diagnoza była zła: złamanie kręgosłupa, kości skroniowej, stłuczenie klatki piersiowej, otwarte złamanie podudzia, rany tłuczone stóp, niewydolność oddechowa, odma, krwawienie obupłucne i głuchota - wylicza "GW".
Adam Ł. przeleżał w szpitalu 11 tygodni. Potem przez wiele miesięcy jeździł na wózku. Dzisiaj porusza się o kulach, niedosłyszy, ma zaniki pamięci i powtarzające się ataki paniki. - Jestem wrakiem człowieka, już nigdy nie będę mógł pracować - powiedziałk "Gazecie" górnik. ZUS przyznał mu 617 zł renty inwalidzkiej.
Po wypadku PRG wypłaciło rodzinie Adama Ł. 900 zł zasiłku w trzech ratach, a po paru miesiącach 5 tys. zł odszkodowania. Górnik pozwał swoją byłą firmę. - Gdyby był górnikiem zatrudnionym przez kopalnię, dostałby pełne odszkodowanie oraz rentę górniczą. A tak został na lodzie - mówi Krupanek.
Sąd uznał, że Adam Ł. nie przyczynił się do wypadku, a cała odpowiedzialność za jego następstwa spada na pracodawcę.
Zdaniem górniczych związków zawodowych to bardzo ważny wyrok. Inni pracownicy firm zewnętrznych, którzy starają się o renty i odszkodowania, mogą się teraz powoływać na to orzeczenie. - Niesmaczne jest tylko to, że ci ludzie muszą walczyć o należne im pieniądze przed sądem - mówi "Gazecie" Wacław Czerkawski, przewodniczący Związku Zawodowego Górników.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Renta po wypadku w Halembie