Ratownik górniczy, z którym rozmawiała lokalna TV Silesia, twierdzi, że przed piątkową tragedią cztery zastępy ratowników usuwały metan z rejonu katastrofy.
Informator telewizji twierdzi, że wie o tym, bo kilkanaście godzin przed wybuchem wraz z grupą ratowników został wezwany z innej stacji, by usunąć metan z feralnej ściany. - Chodziło o większą liczbę ludzi, żeby zaradzić temu jak najprędzej, ale tu się nie dało zaradzić, tu po prostu ktoś kogoś oszukał, bo mimo tych naszych starań, nagromadzenie metanu nie było na tyle małe, żeby można tam było wpuścić górników do wydobycia węgla - stwierdza.
Przedstawiciele kopalni zaprzeczają tym rewelacjom. - Nie było tam akcji usuwania metanu. Owszem, metan był punktowo usuwany, ale nie była to akcja, bo nie było takiej potrzeby - podkreśla w rozmowie z TV Silesia Andrzej Bielecki, główny inżynier KWK "Wujek-Śląsk".
Jak ustaliła prokuratura, wśród ofiar wybuchu byli ratownicy górniczy. Na razie nie wiadomo jednak czy byli to ratownicy z akcji, czy też ratownicy, którzy tego dnia pracowali przy wydobyciu. Ratownicy często prowadzą prace profilaktyczne w ramach zwalczania zagrożeń.
Ale jak twierdzi informator TV Silesia, na kilkanaście godzin przed tragedią w rejonie wybuchu był nie jeden a aż cztery zastępy ratowników, których zadaniem było przewietrzenie ściany. - Ta akcja była zrobiona po cichu. U nas to się nazywa "cicha akcja", czyli nie zgłoszona do urzędu górniczego, bo jakiś inżynier sobie wymyślił, że nie będziemy tego zgłaszać i zrobimy to po cichu, a może nam się uda. I nie udało się - stwierdza ratownik.
Więcej informacji o katastrofie w kopalni "Wujek-Śląsk" w stale aktualizowanej relacji wnp.pl
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Ratownicy "po cichu" usuwali metan z rejonu katastrofy?