Okręgowy Urząd Górniczy we Wrocławiu wszczął dochodzenie, które ma wyjaśnić przyczyny wypadku, do którego doszło 1200 metrów pod ziemią w Zakładach Górniczych "Rudna" w Polkowicach
Jak wyjaśnił dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego we Wrocławiu Adam Mirek, specjalna komisja zbada przyczyny zapalenia się ładowarki oraz tzw. aparaty ucieczkowe, które były używane przez część górników.
Gdy zapaliła się ładowarka i doszło do dużego zadymienia, na dole było 31 górników, z czego 13 użyło aparatów ucieczkowych. - Z tych 13 mężczyzn ośmiu trafiło do szpitala z objawami lekkiego zatrucia - powiedział w dzienniku Mirek.
Dodał, że nie wiadomo, dlaczego górnicy ulegli zatruciu. - Nie wiemy czy zawiodły aparaty, czy może górnicy założyli je za późno. Być może, aparaty zostały założone niewłaściwie. Wszystko to wyjaśni kontrola - powiedział Mirek.
Nie wiadomo jeszcze, kiedy będą znane wyniki kontroli, bowiem trzeba m.in. odholować do komory górniczej ładowarkę i przeprowadzić odpowiednie badania. - To wszystko musi potrwać, ze względu na miejsce wypadku i gabaryty ładowarki - wyjaśnił w "Rz" Mirek.
Do wypadku w ZG "Rudna" w Polkowicach doszło z wtorku na środę na nocnej zmianie, 1200 metrów pod ziemią. Z nieznanych powodów zapaliła się maszyna górnicza. W tym czasie w zadymionym miejscu przebywało 31 górników, którzy zdołali się wydostać o własnych siłach. 16 z nich po kilku godzinach trafiło do szpitala z objawami lekkiego zatrucia: bólem głowy i podrażnieniem dróg oddechowych.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Okręgowy Urząd Górniczy zbada wypadek w ZG "Rudna"