Pierwszy raz w historii cena tony węgla osiągnęła 120 dolarów. Polski eksport tego surowca jednak maleje, więc nasze kopalnie raczej nie skorzystają na węglowym boomie
Drastycznie, bo o połowę, do 1,6 mln ton, zmniejszył się eksport drogą morską, co zresztą dla spółek węglowych jest zbawienne. Kompania Węglowa dopłacała ostatnio do tego typu eksportu po kilkanaście złotych do każdej tony. Dla eksporterów powodem do zmartwień jeszcze do niedawna mogła być też spadająca wartość dolara. Transakcje węglowe rozliczane były głównie w tej walucie - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Jednak obecnie, jak wyjaśnia w "Rz" Jerzy Galemba, analityk Węglokoksu, zdecydowanie zmieniła się struktura rozliczeń. Ponad 70 proc. kontraktów rozliczanych jest już w euro, przy czym głównie dotyczy to dostaw lądowych.
W dolarach rozliczane są wciąż głównie transakcje drogą morską, co jest kolejnym argumentem za rezygnacją z tego typu eksportu. Spółki węglowe powoli będą musiały się przyzwyczajać do rezygnacji z eksportu.
Mimo niewielkiego popytu ceny węgla, także na rynku europejskim, wciąż rosną. Wynikać to może z faktu, że w skali światowej występuje deficyt węgla, szczególnie na rynku spot (kontraktów krótkoterminowych). Wysokie ceny wynikają także z niezwykle wysokich frachtów (koszt przewozu statkami). Światowa flota ma za mało masowców, coraz bardziej zatłoczone są także porty, zwłaszcza w Australii i Brazylii, gdzie w kolejkach do przeładunku uwięzionych jest kilkanaście procent światowej floty - wyjaśnia "Rz".
Kłopoty z eksportem węgla ma Rosja, do której należy 14 proc. rynku. Przyczyny rosyjskich problemów są dość prozaiczne: brak wagonów i fatalny stan torów kolejowych. Średni wiek wagonów szacowany jest na 19 lat, a wiadomo, że czas fizycznego ich zużycia wynosi ok. 20 lat. Dlatego w rosyjskich kopalniach rosną zapasy, wypełniają się zwałowiska, aż siedem kuzbaskich kopalń bliskich jest wstrzymania wydobycia.
Rząd rosyjski zachęca prywatnych przewoźników do zakupu wagonów, na razie bez efektów. Nawet źródła rosyjskie przyznają, że w tylko lipcu aż 26 proc. dostaw z Kuzbasu było opóźnionych - informują analitycy z krakowskiego oddziału PAN. Okazuje się jednak, że stali odbiorcy rosyjskiego węgla (dobrej jakości), zwłaszcza z Wielkiej Brytanii, twierdzą, że spokojnie czekają na kolejne dostawy, bo na razie czerpią ze sporych zapasów - czytamy w dzienniku.
Rekordowo wysokie ceny węgla nie muszą specjalnie martwić energetyków z Niemiec, twierdzą analitycy, ponieważ niemiecka energetyka zużywa niewielkie ilości tego surowca, nie musi więc kupować go na drogim rynku kontraktów typu spot.
Węglowy rynek napędzany jest głównie przez rosnące zapotrzebowanie w Azji, szczególnie w Chinach, a także w Indiach. Wysoki wzrost gospodarczy w Chinach sprawia, że zużycie węgla przekracza możliwości produkcyjne krajowych kopalń. Dlatego rząd chiński ustanowił limity eksportowe (80 mln ton), rośnie natomiast import węgla z Wietnamu, Indonezji i Australii - wyjaśnia "Rzeczpospolita".
Zobacz także:
Dominik Kolorz: nie przespać koniunktury na węgiel energetyczny!
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Kopalnie nie skorzystają na cenowym boomie