Katowicki Holding Węglowy: żaden ranny nie czekał na pomoc lub transport

Katowicki Holding Węglowy: żaden ranny nie czekał na pomoc lub transport
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

Katowicki Holding Węglowy (KHW), do którego należy kopalnia "Wujek-Śląsk", zapewnia, że przy akcji ratowniczej w kopalni nie doszło do sytuacji, w której ranni górnicy czekaliby na pomoc lub transport z powodu zbyt późnego wezwania karetek pogotowia.

"Nie było żadnej chwili, w której pacjenci czekaliby na pomoc lekarza lub na transport do szpitala" - powiedział we wtorek PAP rzecznik KHW Ryszard Fedorowski.

Na dowód tego przytoczył dokładne czasy przybywania lekarzy i karetek oraz informowania o wypadku kolejnych służb kryzysowych i ratowniczych.

Fedorowski przypomniał, że do wypadku doszło w piątek o godz. 10.11. Jak powiedział o 10.30, gdy wszyscy poszkodowani byli jeszcze pod ziemią, a skala tragedii nie była jeszcze dokładnie znana, na powierzchni była już w gotowości kopalniana karetka z lekarzem.

"O 10.36 do punktu medycznego przybył drugi lekarz, a minutę później - kolejny. Oznacza to, że w czasie, gdy poszkodowani byli jeszcze transportowani na powierzchnię, czekała tam na nich karetka i trzech lekarzy" - powiedział rzecznik.

O 10.50 - według relacji Fedorowskiego - o wypadku powiadomiony został wojewódzki sztab kryzysowy, który uruchomił dalsze procedury, w tym wzywanie na miejsce kolejnych karetek. Pierwsi poszkodowani wyjechali na powierzchnię o 10.55 i byli na bieżąco opatrywani przez trzech lekarzy.

Jak powiedział rzecznik, równolegle do wyjazdu pierwszych górników, o 10.55, do kopalni dotarła pierwsza karetka z Rudy Śląskiej, a od 11.00 zaczęły przyjeżdżać kolejne z Chorzowa, Bytomia, Zabrza i Katowic. Według Fedorowskiego, opatrywanie i transport rannych odbywał się na bieżąco i nie było tu opóźnień, które mogłyby pogarszać stan poszkodowanych. Na miejsce przybyły też śmigłowce lotniczego pogotowia. Powiadomiono też Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

Akcję służb medycznych w kopalni "Wujek-Śląsk" podsumowano podczas wtorkowej konferencji prasowej w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach. Jak podano, dyspozytor pogotowia ratunkowego w Rudzie Śląskiej dostał powiadomienie o wypadku o godzinie 10.53. Kopalnia początkowo podawała, że są potrzebne dwie karetki.

Akcja służb medycznych na miejscu rozpoczęła się o godz. 11.02. Pięć-sześć minut później przygotowano miejsce do lądowania śmigłowca. O godz. 11.10 koordynator zgłosił, że liczba poszkodowanych może sięgnąć 40 osób. Na miejsce wysłano kolejne śmigłowce LPR.

"W sumie mieliśmy do dyspozycji pięć śmigłowców, w akcji użyto cztery. Ponadto w akcji wzięły udział 23 karetki. Pracownicy pogotowia byli na miejscu do godz. 3 nad ranem następnego dnia" - powiedział wicewojewoda śląski Adam Matusiewicz.

"Uruchomiony został dodatkowy punkt medyczny, który udzielał pomocy rodzinom. Zgromadziło się dużo ludzi, dochodziło do omdleń, różnych stanów depresji i pomoc medyczna była niezbędna" - wyjaśnił dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach Artur Borowicz.

Koordynator akcji dr Michał Świerszcz relacjonował, że kiedy o 11.02 dotarł do kopalni, w punkcie opatrunkowym było już kilkunastu poszkodowanych, trzeba było wybrać tych w najpoważniejszym stanie, aby w pierwszej kolejności przetransportować ich do szpitala.

"Byli na miejscu. Nie wiemy kiedy zostali wywiezieni - czy było to minutę wcześniej, pięć czy 20 sekund. W każdym razie, kiedy wkroczyliśmy do akcji byli już poszkodowani w punkcie opatrunkowym () Nie znam sytuacji, jaka była wcześniej, to pytanie do dyrekcji kopalni" - zaznaczył. Według oceny dr. Świerszcza, wszyscy oczekujący ranni byli w stanie ciężkim i bardzo ciężkim.

Kiedy okazało się, że poszkodowanych jest tak wielu, a pod ziemią są kolejni, wezwano śmigłowce i karetki - w sumie 18 zespołów ratownictwa medycznego. Wszyscy poszkodowani mieli oparzenia, zdarzały się też urazy mechaniczne. Pracownicy pogotowia konsultując to ze szpitalami, przewozili ich do poszczególnych placówek.

"Karetek wystarczyło, były na miejscu o czasie i nie było tak, że ranny górnik czekał na karetkę" - zaznaczył Borowicz.

Kiedy okazało się, że w siemianowickie Centrum Leczenia Oparzeń nie jest w stanie przyjąć więcej rannych, rozmieszczano ich w innych ośrodkach. Jeden górnik trafił co szpitala w Łęcznej. "Ośrodek w Łęcznej jest ośrodkiem o bardzo dobrej renomie () Była to najlepsza decyzja jaka mogła być wtedy podjęta" - podkreślił dr Świerszcz.

"Wszyscy poszkodowani, którzy zostali wywiezieni żywi, dotarli żywi do szpitala" - dodał koordynator akcji. Przedstawiciele WPR mówią stanowczo, że wszyscy poszkodowani trafili do właściwych placówek. "Wszystkie te decyzje były prawidłowe" - uważa Borowicz.

Wicewojewoda Adam Matusiewicz powiedział, że dociekanie przyczyn katastrofy, leczenie górników i rehabilitacja potrwa jeszcze wiele miesięcy, będzie okazja do podsumowań. Można już natomiast podsumować pierwszą akcję z zakresu ratownictwa medycznego. Dziękował pracownikom pogotowia i ratownikom górniczym. Symbolicznym wyrazem wdzięczności dla nich była przekazana przez wicewojewodę doktorowi Świerszczowi wiązanka kwiatów.

O tym, że karetki pogotowia zostały wezwane na pomoc dopiero 40 minut po wypadku w kopalni "Wujek-Śląsk" poinformował w poniedziałek program TVN "Uwaga". Jego dziennikarze jako pierwsi podali, że pogotowie wezwanie odnotowało dopiero o 10.53, a dr Świerszcz, dotarł do kopalni wraz z ekipą ratunkową o godzinie 11.02. Koordynator akcji zaznaczył jednak, że nie potrafi jednoznacznie ocenić, czy upływ czasu od momentu wypadku do wezwania pogotowia, wpłynął na akcję ratunkową.

Na wyjaśnienia dotyczące domniemanych opóźnień w wezwaniu karetek do kopalni czeka premier Donald Tusk. "Z całą pewnością pierwsza rzecz - tu wyjaśnienia będę oczekiwał w najbliższym możliwym terminie - to kwestia wezwania z tym czterdziestominutowym, chyba mogę powiedzieć, opóźnieniem karetek. To jest sytuacja, która domaga się natychmiastowego wyjaśnienia" - oświadczył we wtorek szef rządu w TVN24.

Jak mówiła krótko po katastrofie minister zdrowia Ewa Kopacz, pierwsze zespoły ratownicze przybyły na miejsce wypadku 9 minut po zgłoszeniu, a śmigłowce wyruszyły po 3 minutach od wezwania.

W wyniku zapalenia i wybuchu metanu w kopalni "Wujek-Śląsk" zginęło 14 górników, a 40 zostało rannych. Stan części z nich jest ciężki. Dwaj opuścili już szpital.
×

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU WNP.PL

lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

Podaj poprawny adres e-mail
W związku z bezpłatną subskrypcją zgadzam się na otrzymywanie na podany adres email informacji handlowych.
Informujemy, że dane przekazane w związku z zamówieniem newslettera będą przetwarzane zgodnie z Polityką Prywatności PTWP Online Sp. z o.o.

Usługa zostanie uruchomiania po kliknięciu w link aktywacyjny przesłany na podany adres email.

W każdej chwili możesz zrezygnować z otrzymywania newslettera i innych informacji.
Musisz zaznaczyć wymaganą zgodę

KOMENTARZE (0)

Do artykułu: Katowicki Holding Węglowy: żaden ranny nie czekał na pomoc lub transport

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!