O "sprawiedliwy wyrok" wniósł w ostatnim słowie przed gliwickim sądem Marek Z., który jest głównym oskarżonym w sprawie katastrofy w kopalni Halemba, gdzie w 2006 r. w wybuchu metanu i pyłu węglowego zginęło 23 górników. Oskarżony uważa zarzuty za nieuzasadnione.
We wtorek Sąd Okręgowy w Gliwicach dokończył wysłuchiwanie przemówień końcowych obrońców, teraz głos mają oskarżeni. Marek Z. w kilkudziesięciominutowym wystąpieniu powiedział m.in., że prokuratorskie zarzuty opierają się tylko na części materiału dowodowego, nie uwzględniając korzystnych dla niego okoliczności.
Przekonywał, że zarówno oskarżenie, jak i eksperci badający przyczyny katastrofy nie wskazali jednoznacznej przyczyny wybuchu, a jedynie możliwe hipotezy. Jego zdaniem wskazują one na losowy charakter przyczyn wypadku. Z. uważa, że przewietrzanie rejonu ściany wydobywczej i profilaktykę w zakresie zagrożenia wybuchem pyłu węglowego prowadzono zgodnie z przepisami. Prace likwidacyjne ściany wydobywczej wykonywano zgodnie ze wskazaniami kopalnianego zespołu ds. zagrożeń, a rejon, w którym doszło do wypadku, był kilkakrotnie kontrolowany - dodawał.
Oskarżony przekonywał, że o przekroczeniu dopuszczalnych stężeń metanu dowiadywał się już po fakcie, dlatego nie mógł podejmować decyzji o wycofaniu załogi - ta należała do innych pracowników, dozorujących prace na miejscu. Oskarżony zapewnił, że nigdy nie namawiał podwładnych do ignorowania podziemnych zagrożeń.
Marek Z. przypomniał też, że to nie on kierował podziemnymi pracami, bo nie miał takich kwalifikacji. - Według prokuratora to szef działu wentylacji odpowiadał za wszystko, co dzieje się na kopalni - powiedział Z. Podważał też obciążające go zeznania jednego z górników. Jego zdaniem mężczyzna złożył je, bo chciał opuścić areszt.
Na koniec oskarżony oświadczył, że rozumie ból i żal rodzin górników, którzy zginęli. Przekonywał, że sam zjeżdżał w zagrożony rejon, a "przecież nie jest samobójcą".
Proces ruszył w listopadzie 2008 r. Sprawa była rozpoznawana na blisko 150 terminach rozpraw, na których przesłuchano 349 osób. Zgromadzono 66 tomów akt. Na ławie oskarżonych zasiada 17 mężczyzn, którym prokuratura zarzuca łamanie przepisów i zasad sztuki górniczej. Jest wśród nich b. dyrektor Halemby Kazimierz D. Nie przyznają się do winy.
Cztery tygodnie temu swą mowę końcową wygłosił prokurator, który zażądał 7 lat więzienia dla Kazimierza D. i 8 lat pozbawienia wolności - także bez zawieszenia - dla Marka Z. Chce też, by sąd na kilka lat zakazał im sprawowania funkcji związanych z bezpieczeństwem w górnictwie. Dla pozostałych 15 oskarżonych prokurator domaga się kar od pół roku do dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu. Chce też, by sąd wymierzył im grzywny.
Wszyscy występujący przed sądem obrońcy wnieśli o uniewinnienie swoich klientów. Ich zdaniem, w aktach sprawy brak jest wystarczających dowodów do skazania. Przekonywali, że oskarżeni działali w granicach prawa oraz że padli ofiarą pomówień i szukania dowodów "na siłę". Adwokaci wyrażali też opinię, że oskarżeni stali się ofiarami walki z "układem", kiedy ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym był Zbigniew Ziobro.
Katastrofa w Halembie była największą tragedią w polskim górnictwie od blisko 30 lat. Doszło do niej 21 listopada 2006 r. podczas likwidowania ściany wydobywczej 1030 m pod ziemią. Z powodu zaniechania profilaktyki przeciw zagrożeniom naturalnym, po zapaleniu i wybuchu metanu w wyrobisku wybuchł pył węglowy, czyniąc największe spustoszenie i zabijając większość ofiar tragedii.
Jak ustaliły prokuratura i nadzór górniczy, kierujący kopalnią przyzwalali w niej na łamanie przepisów i zasad sztuki górniczej. Najpoważniejsze zarzuty ciążą na byłym głównym inżynierze wentylacji kopalni i kierowniku jej działu wentylacji Marku Z. Odpowiada on m.in. za sprowadzenie katastrofy, w której zginęli górnicy. Były dyrektor Halemby Kazimierz D. jest oskarżony o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia górników, co skutkowało śmiercią 23 osób.
Zarzuty stawiane pozostałym oskarżonym dotyczą m.in. sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy, narażenia górników na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz niedopełnienia przepisów bezpieczeństwa i fałszowania dokumentów. O te przestępstwa podejrzani są zarówno pracownicy Halemby, jak i firmy Mard, która na zlecenie kopalni wykonywała prace pod ziemią.
Szefowi Mardu Marianowi D. prokuratura zarzuciła niedopełnienie obowiązków w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy oraz sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia górników w okresie poprzedzającym tragedię, za co grozi mu do 8 lat więzienia.
Niespełna trzy lata po katastrofie w Halembie w polskim górnictwie doszło do kolejnego wypadku. 18 września 2009 r. w kopalni Wujek-Śląsk zginęło 20 górników, a 37 zostało rannych. Wątek dotyczący samej katastrofy katowicka prokuratura umorzyła, nie dopatrując się związku pomiędzy zachowaniem człowieka, a zapaleniem się i wybuchem metanu. Dopatrzyła się jednak nieprawidłowości, do których dochodziło w kopalni przed katastrofą. Oskarżyła o nie 56 osób, zarzucając im m.in. sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia pracowników.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Katastrofa w Halembie - oskarżony prosi o sprawiedliwy wyrok