Początek akcji wydobywania uwięzionych pod ziemią 33 górników w kopalni San Jose, na chilijskiej pustyni Atacama, nastąpi najprawdopodobniej w środę 13 października - poinformował w sobotę minister górnictwa Chile Laurence Golborne Riveros.
Kilka tysięcy ludzi oczekujących na ten moment w "Obozie Nadzieja" na powierzchni kopalni złota i miedzi na północy kraju, gdzie powiewają 33 chilijskie flagi, odpowiedzieli wybuchem radości. Jeden z chilijskich reporterów porównał atmosferę w obozie do "skrzyżowania Woodstocku z karnawałem". W "Obozie Nadzieja" przebywało w sobotę już 130 ekip telewizyjnych i dziennikarskich z całego świata. Czekają na powrót na powierzchnię 33 bohaterskich górników, którzy wytrzymali pod ziemią ponad dwa miesiące.
Na ekranie monitora ustawionego na powierzchni kamera zainstalowana w podziemnym "schronie" górników pokazała ich zmęczone, ale rozradowane twarze.
32 chilijskich górników i jeden boliwijski przebywają pod ziemią od 64 dni. Ratunkowy plan B, jeden z trzech realizowanych równolegle, przyniósł rezultat po 33 dniach wierceń. Maszyna wiertnicza T-130 i jej operatorzy stali się bohaterami całego Chile.
Ratownicy ustalili, że wzmocnienia stalową rurą wymaga jedynie 96 metrów szybu ewakuacyjnego. Pozostała część szybu o głębokości 415 metrów wydrążona jest w litej skale i eksperci zadecydowali, że nie są tam konieczne dodatkowe wzmocnienia aby kapsuła ratunkowa mogła się bezpiecznie przemieszczać.
Mimo iż zakończono wiercenie szybu, wciąż jednak wśród członków rodzin i przyjaciół oczekujących na powierzchni swych bliskich wyczuwa się napięcie.
Specjalna kamera będzie śledziła każdy kurs "windy", czyli kapsuły o średnicy 66 centymetrów, na głębokość 622 metrów i z powrotem, wydrążonym przez maszynę wiertniczą pionowym szybem. Nie można wykluczyć niespodzianek w postaci obluzowania się kamieni w ścianach szybu.
Na wszelki wypadek nadal pracuje przy wierceniu drugiego, "alternatywnego" szybu ratunkowego gigantyczna naftowa wieża wiertnicza, która otworzyła już szyb o głębokości 415 metrów.
Każdy uwięziony górnik otrzymał już obcisły kombinezon uszyty na jego miarę, aby łatwiej zmieścił się w kapsule "windy" oraz specjalne ciemne okulary chroniące przed uszkodzeniem wzroku odzwyczajonego od światła.
Ustalono też już kolejność, w jakiej zostaną wydobyci na powierzchnię górnicy uwięzieni w chilijskiej kopalni złota: najpierw wyjadą specjalną kapsułą najszczuplejsi i najzręczniejsi. Ostatni będzie sztygar - podała w sobotę publiczna TV chilijska.
Nie jest to lista imienna. Najpierw warunki podróży w kapsule na górę z "pieczary" znajdującej się na głębokości 622 metrów sprawdzą najzręczniejsi. Po nich "winda" będzie zabierać chorych i najsłabszych fizycznie.
Na końcu przyjdzie kolej na tych, którzy najlepiej znieśli fizycznie przeszło dwumiesięczny pobyt na dole. Ostatni wyjedzie na górę sztygar Luis Urzua.
Jego spokój, stanowczość i opanowanie bardzo pomogły 33 zasypanym górnikom przetrwać pierwsze 17 dni, w ciągu których nie mieli żadnego kontaktu ze światem.
Do uwięzionych na dole zjedzie najpierw komandos chilijskiej marynarki, który ustali konkretnie kolejność "ewakuacji" i będzie czuwał nad jej przebiegiem.
Sprawdzono już, że kapsuła "windy" jest wystarczająco szeroka, aby każdy górnik mógł się w niej pomieścić. Najbardziej rosły będzie miał po centymetrze "luzu" na wysokości ramion.
W czasie "ewakuacji" górnicy będą mieli na sobie specjalnie zaprojektowaną "uprząż" z aparaturą do mierzenia ciśnienia, rytmu serca i innych parametrów, która będzie przekazywała te dane na powierzchnię oczekującej ekipie lekarskiej.
Sobotnie dzienniki chilijskie przypominają, że po katastrofie różni chilijscy eksperci określali szanse uratowania zasypanych górników na 2 procent.
Po wyjeździe na górę każdy z uratowanych będzie mógł spędzić parę minut z dwoma wybranymi osobami z rodziny, po czym zajmie się nim personel medyczny. Górnicy w lepszym stanie fizycznym będą mogli po wstępnym badaniu pozostać jeszcze trochę czasu z rodzinami w specjalnie przygotowanej sali.
Następnie wszyscy uratowani zostaną przewiezieni śmigłowcami na 48-godzinną obserwację do szpitala w odległym o ponad 120 kilometrów Copiapo.