Największa morska farma wiatrowa, której budowa niebawem rusza, Hornsea Two, będzie mieć moc zainstalowaną 1386 MW, co przy współczynniku wydajności wynoszącym dla tamtego rejonu ok. 0.4 pozwala oczekiwać średniej produkcji na poziomie 560 MW. Powierzchnia farmy wynosić będzie 462 km2, co daje średnio 1.2 W/m2. W Polsce z entuzjazmem mówi się o lokalizacji morskich farm wiatrowych przede wszystkim na Ławicy Słupskiej, której powierzchnia (ograniczona izobatą 20m) wynosi mniej więcej 350 km2. Pomijam już sprawę zamknięcia sporego akwenu dla żeglugi i rybołówstwa, ale jeśli wykorzystanie powierzchni miałoby być takie jak w przypadku Hornsea Two, moglibyśmy liczyć na jakieś 425 MW i to wszystko. Tymczasem jeden blok jądrowy o mocy 1400 MWe (np. APR-1400), zajmujący powierzchnię ok. 5 km2, przy współczynniku wydajności 0.9 dostarczać będzie średnio 1260 MW, czyli prawie 3 razy więcej. Jakoś bardziej to do mnie przemawia. Tym bardziej, że jak już zabudujemy wiatrakami całe dostępne morze, to zaraz okaże się, że to i tak za mało.

Kiedyś to gadanie a la Gierek skończy się wielkim hukiem. Gierek tez na wszystko miał pieniądze a tak na prawdę nie wiem czy już zdążyliśmy spłacić długi z jego czasów... Bynajmniej np. Brazylię spłaciliśmy dopiero parę lat temu

A na jakiż to kolejny idiotyzm nie stać katobolszewickiej Polski? Przykruchtowe partyjniactwo gaworzy na każdy temat z równym wdziękiem. I o diable i o atomie...

Kogeneracja jest sexi, to myślenie w dobrą stronę. Ale kto chory postawi turbinę, która będzie pracowała tylko 1/3 roku? Przecież w komunalce zapotrzebowanie na ciepło poza zimą jest znikome, coś z 15% produkcji zimowej. Skończy się na mini-turbinkach na te 15% mocy z osiedla, pracujących w podstawie produkcji, i na mini efektach oze.

Tak tak rząd stać na wszystko. A nawet jak nie będzie kasy na te drogie atomówki z drogą energią to się wprowadzi nowy podatek atomowy do ceny energii.